Śląsk Wrocław Śląskopedia



T-Mobile Ekstraklasa, 34. kolejka - 23.05.2015, 15:30, widzów: 5875, sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce)

ŚLĄSK WROCŁAW - GÓRNIK ZABRZE 1:1 (0:0)

ŚLĄSK: Mariusz Pawełek - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Tomasz Hołota, Dudu Paraiba, Krzysztof Danielewicz, Tom Hateley, Flavio Paixao (68-Karol Angielski), Peter Grajciar (68-Mateusz Machaj), Robert Pich (87-Kamil Dankowski), Marco Paixao

GÓRNIK: Grzegorz Kasprzik - Adam Danch, Ołeksandr Szeweluchin, Mariusz Magiera, Rafał Kurzawa, Radosław Sobolewski (85-Mariusz Przybylski), Erik Grendel, Konrad Nowak (67-Bartosz Iwan), Łukasz Madej, Rafał Kosznik, Szymon Skrzypczak. Trener: Józef Dankowski

pozycja w tabeli: 6


MEDIA O MECZU

Tylko remis, puchary uciekają... (Gazeta Wrocławska, 25 maja 2015)

Bartosz Iwan odebrał Śląskowi zwycięstwo z Górnikiem Zabrze w 89 min. WKS prowadził 1:0 po bramce Marco Paixao na początku drugiej połowy.

To po prostu smutne, gdy patrzy się na tak pusty stadion, jak podczas meczu z Górnikiem Zabrze. W sobotę na trybunach usiadło niecałe 6 tys. kibiców, licząc tych z Zabrza. Dramat. Śląsk Wrocław robi co może, stara się, przeprowadza badania, robi niezłe akcje marketingowe, a ostatnio poprosił masę znanych osób, by zapraszały na mecze pod hasłem „Nie szukaj wymówki - WszyscyZaŚląskiem". Nic z tego nie wynika. Gdyby był mróz, zimno, ciemno, paskudnie - można by to zwalić na pogodę. A tak?

W pierwszej połowie o samym meczu możemy napisać niewiele, by nie używać nieparlamentarnych słów. Gdy przypomnimy sobie ostatnie mecze Cracovii czy Piasta Gliwice w grupie spadkowej, to trudno nam było przynajmniej przez pierwsze pół godziny uwierzyć w to, że oba zespoły walczą o europejskie puchary. Obrona Górnika robiła wiele, by dać strzelić sobie gola, ale WKS nie był w stanie tego wykorzystać. Gdy wrocławianie wpadali na połowę przeciwnika, to zapominali, co trzeba zrobić, żeby celnie podać. Sporo strat zanotował Peter Grajciar, który tym razem zluzował w pierwszej jedenastce Mateusza Machaja. To właśnie Słowak był autorem pierwszego groźnego strzału w meczu, kiedy to w 36 minucie z ostrego kąta trafił w poprzeczkę. Jeśli jeszcze musielibyśmy wspomnieć jakąś akcję z pierwszych trzech kwadransów, to uderzenie z dystansu Toma Hateleya w 44 minucie - minimalnie niecelne.

Na całe szczęście od mocnego uderzenia zaczęliśmy drugą część spotkania we Wrocławiu. Bracia Paixao wyszli na murawę jako ostatni, rozmawiając ze sobą. Nie wiemy o czym mówili, ale pomogło. Już po chwili Flavio dogrywał do Marco, ale ten minimalnie się pomylił. Po minucie wykorzystał już jednak wrzutkę od brata, poradził sobie z Adamem Danchem i z bliska, mocnym strzałem pod poprzeczkę pokonał Grzegorz Kasprzika.

Niestety, WKS po wyjściu na prowadzenie cofnął się, a inicjatywę przejął Górnik, ale był strasznie nieporadny. Dobrą okazję wypracował sobie dopiero w 64 minucie (właściwie pierwszą w meczu), ale Szymon Skrzypczak, będąc niepilnowany kilka metrów przed Mariuszem Pawełkiem... podał mu wprost do rąk.

Zabrzanie przesunęli się do przodu, przez co piłkarze Tadeusza Pawłowskiego mieli kilka szans na bramkę po kontratakach. W 75 minucie goście źle rozegrali rzut wolny i gospodarze ruszyli z kontrą czterech na dwóch, ale w sytuacji sam na sam z Marco Paixao poradził sobie Kasprzik. Cztery minuty później dobrą okazję miał wprowadzony Karol Angielski, ale źle przyjął w szesnastce piłkę i z interwencją zdążył Mariusz Magiera.

Górnik odpowiedział. Najpierw w ekwilibrystyczny sposób lobował Łukasz Madej, bo Pawełek wyszedł z bramki, ale z linii piłkę wybił Dudu. W 89 minucie w środku pola stratę zanotował Danielewicz, poszło podanie do boku do Madeja, skrzydłowy pięknie wrzucił na długi słupek do Bartosza Iwana, a ten uderzeniem głową pokonał Pawełka. Po chwili gwizdek - remis 1:1.

Wrocławianie byli załamani. Usiedli na murawie, jak gdyby właśnie spadli z ligi. Wściekły na kolegów - chyba za bramkę - był Piotr Celeban, który na środku murawy głośno krzyczał i gestykulował w ich kierunku.

- Jestem rozczarowany - przyznał po meczu Tadeusz Pawłowski. - Strzał w krótki róg powinien zostać obroniony, wcześniej strata Krzyśka Danielewicza, kontra cztery na dwa, która powinna zakończyć się golem Marco. To nie ma wytłumaczenia - wyliczał szkoleniowiec WKS-u.

Jakub Guder