Śląsk Wrocław Śląskopedia



T-Mobile Ekstraklasa, 25. kolejka - 20.03.2015, 20:30, widzów: 6302, sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce)

GÓRNIK ŁĘCZNA - ŚLĄSK WROCŁAW 1:1 (0:0)

GÓRNIK: Sergiusz Prusak - Łukasz Mierzejewski, Lukáš Bielák, Tomislav Božić, Patrik Mráz, Grzegorz Bonin, Maciej Szmatiuk (86-Shpëtim Hasani), Veljko Nikitović, Tomasz Nowak, Miroslav Božok (79-Wołodymyr Tanczyk), Fedor Černych

ŚLĄSK: Jakub Wrąbel - Paweł Zieliński, Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Kamil Dankowski, Tom Hateley (73-Krzysztof Danielewicz), Juan Calahorro (80-Mateusz Machaj), Flavio Paixao, Peter Grajciar, Robert Pich (89-Konrad Kaczmarek), Marco Paixao

pozycja w tabeli: 4


MEDIA O MECZU

Wrąbel podarował punkt Górnikowi (Przegląd Sportowy, 21.03.12015)

Goście byli o krok od pierwszej wiosennej wygranej, ale koszmarny błąd popełnił bramkarz Jakub Wrąbel.

Kuriozum. Strzał, po którym piłka ledwo leci. Nic tylko złapać ją w „koszyczek", pokrzyczeć na kolegów i przed wybiciem jeszcze ukraść parę sekund, bo mecz się prawie skończył. Tymczasem Jakub Wrąbel takie uderzenie Tomasza Nowaka przepuścił pod nogami. Minutę później, natychmiast po końcowym gwizdku, padł załamany na murawę jak rażony piorunem, a koledzy go pocieszali. Choć mieli prawo być rozeźleni, bo byli o krok od pierwszego wiosennego zwycięstwa po golu Flavio Paixao.

Portugalczyk to zawodnik, obok którego nie można przejść obojętnie. Czasami zachowuje się na boisku w taki sposób, że człowiek patrzy i się zastanawia, czy on naprawdę to umie, czy jest po prostu tak nonszalancki. Kilka razy w rundzie wiosennej był antybohaterem, ale trener Tadeusz Pawłowski konsekwentnie na niego stawiał, wychodząc z założenia, że suma zdarzeń z udziałem Portugalczyka i tak jest zdecydowanie na plus. Wczoraj znowu było na plus - mało widoczny, ale kiedy już dostał piłkę od Krzysztofa Danielewicza, wybornie zrobił to, co do niego należało. Ten mecz jednak od początku miał swoją ciekawą historię. Już po 33 minutach było wiadomo, że jeśli goście zdobędą jakieś punkty, to w Łęcznej najdłużej będą rozstrząsali „gdyby Fedor Ćernych to strzelił...". Tak jak w poprzedniej kolejce, w wyjazdowym meczu z Jagiellonią Białystok, tak i w piątkowy wieczór napastnik beniaminka nie wykorzystał znakomitych sytuacji. Czy to brak rytmu po kontuzji, czy kłębiące się w głowie myśli o rychłym występie w reprezentacji Litwy przeciwko Anglii? Licho wie. Dwa razy nie strzelił tego, co powinien. Wypadało trafić, tym bardziej że przebieg meczu od początku sugerował, że za wielu szans bramkowych to Górnik w piątkowy wieczór mieć nie będzie.

Od początku to Śląsk chwycił rywala za twarz. Długimi momentami zamykał całą jedenastkę gospodarzy na jej połowie. Wrocławianie stwarzali zagrożenie, szczególnie kiedy wreszcie robili to, o co dziury w brzuchu wiercili im ostatnio trenerzy: agresywne ataki na przeciwnika i przejęcia piłki na jego połowie. Przynosiło to takie szanse, jak ta z początku meczu Marco Paixao (obronił Sergiusz Prusak).

Kiedy zawodnicy Górnika zdążyli ustawić barykady, gościom budowanie ataku szło znacznie gorzej. Wrocławianie mieli piłkę, ale rozgrywali dość statycznie. Hurtem zarabiali rzuty wolne i rożne. Tylko że sytuacji bramkowych z tego nie było. Blok defensywny Górnika był bardzo czujny. Mijał czas, a tracący z minuty na minutę siły Śląsk dalej walił głową w mur, a Ćernych - co zaskakujące - w drugiej połowie jednak dochodził do kolejnych okazji i dalej nie trafiał. Ma dobry balans ciała, niezłą szybkość, ale co chwilę brakowało mu przy kolejnych próbach paru centymetrów. Aż w końcu przyszły dwa mocne uderzenia - znakomita akcja Danielewicza z Flavio, a później niespotykany błąd Wrąbla.

Tymczasem trener Korony Ryszard Tarasiewicz zapewne zaciera ręce. Jego piłkarze zagrają z Łęczną w następnej kolejce. Zespół spod Lublina już w pierwszej połowie wykartkował się. Tomislav Bożić i Lukas Bielak dostali po ósmym upomnieniu w tym sezonie i Górnik został na kolejny ważny mecz bez dwóch podstawowych stoperów.

Michał Guz