Śląsk Wrocław Śląskopedia



T-Mobile Ekstraklasa, 3. kolejka - 4.08.2013, 18:00, widzów: 13422, sędzia: Szymon Marciniak (Płock)

ŚLĄSK WROCŁAW - WISŁA KRAKÓW 0:0

ŚLĄSK: Rafał Gikiewicz - Krzysztof Ostrowski, Oded Gavish, Adam Kokoszka, Amir Spahić (64-Dudu Paraiba), Dalibor Stevanović, Tomasz Hołota, Tadeusz Socha (67-Waldemar Sobota), Sebastian Mila, Sylwester Patejuk, Marco Paixao (86-Sebino Plaku)

WISŁA: Michał Miśkiewicz - Łukasz Burliga, Arkadiusz Głowacki, Marko Jovanović, Gordan Bunoza, Łukasz Garguła, Ostoja Stjepanović (46-Patryk Małecki), Michał Nalepa (85-Cezary Wilk), Rafał Boguski, Michał Chrapek, Paweł Brożek (73-Emmanuel Sarki). Trener: Franciszek Smuda

pozycja w tabeli: 12


MEDIA O MECZU

Mecz przyjaźni, więc goli nie było (Gazeta Wrocławska, 5.08.2013)

Śląsk Wrocław wciąż ma dwa oblicza. Wczoraj pokazał to gorsze i tylko bezbramkowo zremisował z wciąż słabą Wisłą. Tym razem zabrakło skuteczności.

Aż pięciu zmian w porównaniu do pucharowego meczu z Club Brugge dokonał trener Stanislav Levy, zestawiając jedenastkę na mecz z Wisłą. Szansę debiutu od pierwszej minuty dostał Izraelczyk Oded Gavish, który na stoperze grał z Adamem Kokoszką. Na ławce usiedli Waldemar Sobota i Sebino Plaku - dwaj bohaterowie z potyczki z Belgami. Zastąpili ich Sylwester Patejuk oraz... Tadeusz Socha, który jako skrzydłowy zagrał przed Krzysztofem Ostrowskim. Czeski szkoleniowiec dał także odpocząć Przemysławowi Kaźmierczakowi, który od początku sezonu jest piłkarzem bardzo często eksploatowanym.

Wisła Kraków mogła wyjść na prowadzenie już w drugiej minucie, kiedy to z dystansu uderzał Rafał Boguski. Na szczęście Rafał Gikiewicz wyciągnął się i przeniósł piłkę nad poprzeczką. No i to by było na tyle w pierwszej połowie, jeśli chodzi o „Białą Gwiazdę"...

Śląsk w pierwszej części gry oddał na bramkę Miśkiewicza aż 10 uderzeń, z czego 5 poleciało w światło bramki. W większości były to jednak strzały w dobrze ustawionego golkipera, z którymi ten nie miał większych problemów. Może z wyjątkiem próby Dalibora Stevanovicia z 15 min, kiedy to bramkarz przyjezdnych niską piłkę wybił na rzut rożny.

Swoją szansę chwilę wcześniej miał także Marco Paixao, ale uderzona głową piłka minęła słupek bramki Miśkiewicza.

WKS miał przewagę, ale w kilku sytuacjach tylko nieporadności rywali zawdzięczał, że Gikiewicz nie musiał interweniować w sytuacji sam na sam. Krakowianie byli bardzo niedokładni, zaliczali sporo strat i brakowało im ostatniego podania, które mógłby wykorzystać wracający do zespołu Paweł Brożek. Z drugiej jednak strony, także Śląsk miał sporo niedokładnych zagrań.

Na drugą połowę Wisła wyszła bardziej zmotywowana i przez kilkanaście minut przycisnęła gospodarzy. Najlepszą sytuację do objęcia prowadzenia stworzyła sobie w 56 min. Gordan Bunoza świetnie dośrodkował do Boguskiego, ten przyłożył nogę i wszyscy już widzieli piłkę w siatce, ale... kapitalnie spisał się w tej sytuacji Gikiewicz. Jego interwencja już teraz może kandydować do parady rundy, a przecież ledwo trzy kolejki za nami...

Ostatnie 20 min należało znów do wrocławian, którzy z każdą chwilą się rozpędzali. Znak, że gramy o pełną pulę, dał sam trener Levy wprowadzając na plac boju kolejno Dudu, Sobotę i Plaku.

W 76 min po dwójkowej akcji Paixao-Sobota i strzale tego drugiego musiał interweniować Miśkiewicz. Kilka chwil później z rzutu wolnego uderzał Mila i znów bramkarz Wisły uchronił swoich kolegów przed stratą bramki.

Mieliśmy też jedną kontrowersyjną decyzję sędziego, kiedy to w pole karne rywali wpadł Sobota i co prawda oddał strzał, ale jak pokazały powtórki, był chyba fałdowany przez jednego z rywali.

Po ostatnim gwizdku statystyki wyraźnie wskazywały na gospodarzy: 20 strzałów, 8 w światło bramki, 58 proc posiadania piłki, przy zaledwie czterech uderzeniach rywali i dwóch interwencjach Gikiewicza. Co z tego, skoro zabrakło skuteczności?

- Dzisiaj graliśmy przyzwoicie. Fizycznie nie było po nas widać, że w czwartek mieliśmy mecz - powiedział zaraz po spotkaniu Sebastian Mila.

Oczy wielu zwrócone były też na Pawła Brożka, który w Wiśle zagrał po trzech latach przerwy. - Gdyby nie było tremy, to trzeba by kończyć z piłką. Czułem się jak debiutant, ale gdy już wszedłem na boisko, to o tym nie myślałem - powiedział napastnik „Białej Gwiazdy". Zaprezentował się przyzwoicie, ale nie zanotował ani jednego uderzenia w światło bramki.

Niepokojące jest to, że wrocławianie po meczu z Wisłą mają na koncie tylko dwa punkty. Plus jest taki, że kilku zawodników solidnie odpoczęło przed czwartkowym rewanżem z Club Brugge. Jeśli uda się wyeliminować Belgów, to nikt nie będzie pamiętał tego remisu. Trzeba jednak przyznać trochę racji trenerowi Levemu, który narzeka na krótką ławkę rezerwowych. Socha na skrzydle, to zdecydowanie nie jakość Soboty.

To, że do drużyny nie wróci Marcin Kowalczyk, jasne jest od dłuższego czasu. Jednak w piątek FIFA Wołdze Niżny Nowogród wydała certyfikat zawodnika, co oznacza że obrońca bez problemów może grać już w rosyjskim zespole. Póki co nie oznacza to jednak definitywnego końca sporu. Śląsk wciąż liczy, że Rosjanie będą musieli za piłkarza zapłacić.

Wydaje się też, że kończą się we Wrocławiu dni Mateusza Cetnarskiego. Pomocnik doznał kontuzji i nie pojechał w okresie przygotowawczym na zgrupowanie drużyny w Austrii. Teraz coraz głośniej mówi się o jego wypożyczeniu. - Zobaczymy jaka będzie jego przyszłość -powiedział trener Levy.

Jakub Guder